Skip to main content

"Dobić dziada", czyli wieczór autorski z Andrzejem Pilipiukiem

Opublikowano: 18.02.2017

Witajcie Czytelnicy! Można fotografować, można nagrywać, o polityce mówić nie będę... takimi słowami przywitał swoich fanów, w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie, znany i lubiany pisarz Andrzej Pilipiuk. Spotkanie odbyło się w ramach realizacji zadania Konin lubi książki 2 z Konińskiego Budżetu Obywatelskiego.

Autor nie rozstaje się ze swoim ponad 400 stronicowym notesem, w którym zapisuje wszystkie nie tylko złote, ale i brązowe myśli. Jest to niezbędne, jak stwierdził, by jego kariera mogła rozwijać się jak sznurek z kłębka. A jak napisze się, pierwszych dziesięć powieści, to kolejnych trzydzieści nie stanowi już problemu, chyba że, ma się taki ideał jak Jarosław Grzędowicz, to wtedy, nie mogąc dogonić jakości, idzie się na ilość. Nie zmienia to faktu, że wszystkie książki Andrzeje Pilipiuka są dobre, a niektóre nawet lepsze.

Nasz Gość, zapewniał fanów Wędrowycza i Semena, że bimber nie jest eliksirem życia, a Bardaków w gumiakach można spotkać wszędzie, nawet na największej gali.

Zapytany o marzenia, wyraził życzenie żeby ludzie, pieniądze z programu Rodzina 500 plus, przehulali na książki!. Entuzjaści cyklu o kuzynkach Kruszewskich oraz miłośnicy Jakuba otrzymali zapewnienie od autora, że w 2018 r. ukażą się kolejne tomy. W planach są jeszcze opowiadania o duchach i bezrobotnych wampirach z mocną puentą. By takie mogły powstać, pisarz z uwagą słucha ludzi, zwłaszcza starszych, którzy mają doświadczenia dla nas niedostępne.

Z poczuciem humoru i dystansem do siebie autor opowiadał o trudach tworzenia, pisanie to ciężka praca i swoje trzeba na tym fotelu odsiedzieć – średnio ok. 1000 godz., by postało 300 stron powieści. A gdy książka znajdzie się już w wydawnictwie, to w ramach odpoczynku, pan Andrzej wybrałby się w podróż do Etiopii, Sudanu lub Ameryki Południowej, ale najchętniej przeleciałby się na wycieczkę do innych epo. A tymczasem, dzisiaj (16.02.2017 r. ) w Koninie, jutro w Ełku!.

There are no images in the gallery.

fot. Mirosław Jurgielewicz